Produktywność

Jak ruszyć z miejsca niemal każdy projekt?

Zwykle patrząc na coś gotowego, czy to telefon komórkowy czy wspaniałą prezentację sprzedażową prezentowaną gdzieś na spotkaniu, widzimy finalną wersję. Końcową formę. Widzimy efekt pracy wielu godzin, tygodni, miesięcy, a nawet lat. Efekt wielu doświadczeń, porażek oraz wyciągniętych wniosków. Ale gdyby zapytać twórców tylko projektów o ich doświadczenia, zapewne powiedzieliby, że pierwsza wersja była wręcz żałosna. Zupełnie nie nadawała się do publicznej prezentacji lub nie przypominała tego, co ostatecznie udało się uzyskać. Co zatem zrobili, że ostatecznie osiągnęli sukces? Jak ruszyć z miejsca niemal każdy projekt?

Często sami już na początku oczekujemy perfekcyjnej formy. Czegoś najlepiej od razu zbliżonego do ideału. Przypomina mi się obraz z wielu filmów, gdzie w jakiejś scenie ktoś próbuje stworzyć list miłosny lub desperacko poszukuje twórczej weny do napisania wiersza, a i tak kolejne kartki papieru z nieudanym projektem lądują w koszu na śmieci. Szukamy idealnej formy, również zbyt wiele oczekując od siebie. Najlepiej tu i teraz. W tym momencie. A to błąd. Można podejść do tego zupełnie inaczej. 

Wystarczy trzymać się prostej reguły zwanej „szybkim prototypowaniem”. Ma ona trzy etapy:

Etap surowy: jakość nie ma tu znaczenia. Liczy się podstawowa forma projektu. Projekt mebla można stworzyć z kartonu po pizzy, a pomysł na kreację wieczorową w formie szkicu na kartce papieru. Liczy się przeniesienie pomysłu do rzeczywistości. Stworzenie czegoś namacalnego, co można ocenić. W głowie nie da się dokonać dostatecznie dobrej analizy pomysłu. Szczególnie czyjegoś. Trzeba przenieść go do realnej postaci w taki sposób, by mieć przed sobą podstawowe założenia danego projektu.

Etap szybki: nie marnuj zbyt dużo czasu na tworzenie koncepcji. To nie jest moment na dopracowanie szczegółów i dopieszczanie naszego projektu. Ma powstać coś, co da się na szybko omówić z zespołem, pozyskać pomysły na jego rozwój lub na zmianę całości. Gdyby ta okazała się nietrafna, nie będzie nam szkoda miesięcy pracy, które poświęciliśmy na jego tworzenie. Czasem jest tak, że nasz cudowny pomysł wcale nie jest cudowny. Dlatego szybka koncepcja ma pomóc zdecydować, co robimy dalej. Ulepszamy i rozwijamy czy jednak zmieniamy kierunek działania.

Etap właściwy: tutaj dokonaj analizy i odpowiedz na pytanie, czy projekt, który realizujesz rzeczywiście pomaga rozwiązać jakiś konkretny problem? Czy naprawdę pomaga komuś w jakiejś sprawie? Jeśli nadal służy do tego, do czego został stworzony i spełnia swoją rolę, można pracować nad nim dalej. 

W ten sposób pracuj nad niemal każdą nową koncepcją. Wyślij pierwsze założenia do swojego zespołu lub kilku bliskich ci osób i poczekaj na feedback. Jeśli odrzucą twój pomysł, potraktuj to jako pozytywną sprawę. Lepiej jest pozwolić projektowi umrzeć na wczesnym etapie rozwoju niż mierzyć się z poważnymi konsekwencjami, kiedy mamy do czynienia z czymś, na co poświęciliśmy spore środki oraz mnóstwo czasu. 

Udawać, że wszystko jest świetnie czy porzucić projekt w połowie?

Ileż to projektów musiało, często bez sensu, być kontynuowanych tylko dlatego, że komuś zabrakło odwagi by przyznać się, że ten „wspaniały” jak dotąd projekt jednak nie wypali. Wiązało się to nie tylko z poczuciem zmarnowanego czasu oraz pieniędzy, ale również reputacji osoby nadzorującej projekt. Pan dyrektor wolałby udawać, że wszystko jest w porządku niż przyznać się do porażki. A wszystkiego dałoby się uniknąć, stosując zasadę „szybkiego prototypowania” w postaci trzech wyżej wymienionych etapów. Najpierw szkic i ogólne założenie. Potem „tania” koncepcja, by mieć do czego się odnieść. Na końcu prototyp i powrót do podstawowych celów i założeń. 

Dzięki nim unikniemy trawiącego nas perfekcjonizmu. Stworzenie czegoś prostego, na szybko, tylko po to, by sprawdzić samą koncepcję, wstępny szkic jakiegoś pomysłu i umówienie się, że to tylko wczesny prototyp, sprawia, że wyzbywamy się konieczności dopracowania naszej koncepcji od samego początku. Niech pozostanie „dostatecznie dobra”. Ale jednocześnie na tyle „tania” w stworzeniu, by można było ocenić sens kontynuowania rozwoju i wejścia w kolejne fazy projektu. Lepiej sprawdzić coś na samym początku niż na ślepo doprowadzić do finału, który i tak wszystkich rozczaruje. A nas najbardziej. 


Jak pozamiatałem rynek?

Drugim zagrożeniem, które eliminujemy jest niebezpieczeństwo własnej opinii. Czasem pewne projekty wydają się nam wręcz genialne. Coś, co „pozamiata” rynek i dzięki czemu odniesiemy natychmiastowy sukces. Jestem pewny, że większość z nas ma za sobą podobne doświadczenia. Pomysły, które miały zawojować świat i zrobić nas milionerami, a zniknęły w gąszczu zwykłych projektów, nie doczekując się oklasków.

Dlatego dobrym pomysłem jest poproszenie o wstępną opinię kilku osób, najlepiej tych, którzy mogliby być potencjalnymi kupującymi i zdobycie informacji czy ewentualny projekt „tego typu” by ich interesował? Czy „coś takiego” rozwiązałoby ich problem? Jeśli odpowiedź brzmi TAK, mamy pierwsze zielone światło do rozwoju koncepcji. W innym przypadku bylibyśmy rozczarowani budując coś od podstaw, tylko po to, by za jakiś czas dowiedzieć się, że nikogo on nie interesuje. Lub są inne rozwiązania, które pozwalają innym rozwiązać ich problemy w lepszy sposób niż to, co my proponujemy. Pytanie o opinie osób stosunkowo niezależnych i niekoniecznie chcących nam „przycukrować” jest dobrym testem do wejścia w kolejną fazę rozwoju naszego konceptu. Negatywny feedback należy potraktować nie jako krytykę, lecz jako okazję do nauczenia się czegoś nowego i odkrycia nowych ścieżek. 

Na koniec kilka przykładów

Jeśli masz pomysł na nowy produkt – zbuduj trzy wersje tego produktu lub narysuj na kartce papieru trzy szkice swojego pomysłu, a następnie roześlij do wiarygodnych osób z prośbą o ich opinie. Posłuchaj ich słów i wyciągnij wnioski. Być może będzie trzeba popracować nad jedną z koncepcji, a dwie pozostałe wyrzucić do kosza, ale będziemy o krok dalej niż w przypadku braku testu. Wiemy przynajmniej, w którą stronę iść. Tak robiłem przy okazji wydania mojej pierwszej książki – dzisiejsza okładka nie jest przypadkowa. To wynik „prototypowania” tego projektu.

Podobnego „prototypowania” zabrakło mi przy tworzeniu podcastu. Zanim w ogóle zabrałem się za nagranie pierwszego odcinka, sporo się nakombinowałem, kupiłem sprzęt, również ten, który dziś leży odłogiem. Okazał się niepotrzebny. Co prawda stworzyłem zarys pierwszych odcinków, więc przeszedłem pierwszy etap prawidłowo. Zdecydowanie za dużo czasu poświęciłem na etap drugi, tracąc około pół roku na rozważania. Zamiast po prostu zacząć i sprawdzić, czego mi potrzeba i co można by było poprawić. W przypadku trzeciego etapu proces ten trwa nadal – to ciągłe wyciąganie wniosków i patrzenie, na ile podcast realizuje założone koncepcje. Jeśli więc pracujesz nad blogiem, książką czy podcastem – nie marnuj za dużo czasu na niepotrzebne rozważania. Przechodź sprawnie od jednego etapu do drugiego, szybko wyciągając odpowiednie wnioski. Zyskasz dzięki temu sporo czasu i pozbędziesz się wielu wątpliwości.

Jeśli chcesz zacząć biegać, nie kupuj od razu pełnego osprzętu i najlepszych na rynku butów za kilkaset złotych. Zbuduj prosty plan treningowy, wyjdź na zewnątrz i sprawdź swoje możliwości. Przetestuj własną koncepcję na sobie i ewentualnie przebuduj pierwotne plany. To żaden wstyd cofnąć się o krok wobec własnych, początkowych planów niż dalej próbować dalej spełnić wygórowane oczekiwania i katować się od samego początku. Nic z tego nie będzie. Przejście przez każdy z etapów „szybkiego” prototypowania pomoże ci nie tylko uniknąć rozczarowania, ale również sprawi, że zajdziesz dalej niż kiedykolwiek. 

Zatem: na czym się skoncentrujesz? Jakie będą pierwsze dwa etapy i na jakie pytanie odpowiesz w trzecim?

Piotr Kruk
Piotr Kruk - poliglota, mówca TEDx oraz praktyk międzynarodowego biznesu. Od kilkunastu lat pracuje w ponad 20 krajach Europy wykorzystując w codziennej pracy aż 7 języków obcych. Autor książki „Język obcy w 6 miesięcy” oraz pasjonat praktycznego podejścia do nauki języków.