Dzisiaj trudno jest zaszaleć znając jedynie język angielski. Na pewno na rekruterach nie robi to dziś żadnego wrażenia. No chyba, że macie w sobie wypracowany dostojny British accent. Niezależnie od tego, każdy z nas, jeśli chce czegoś więcej, jeśli chce zajść dalej, zbudować zespół o większym zasięgu i skuteczności lub po prostu zarabiać więcej, powinien zainwestować czas i energię w języki obce. Sprawa jest dość prosta, a benefity z tego płynące nie mają właściwie ograniczeń. Sky is the limit. Dziś właśnie o tym.

Artykuł jest dostępny również w wersji do posłuchania. Znajdziesz go tu: Spotify



Chcę nie tylko przekonać was, że z językami może się sporo wydarzyć, ale również pokazać wam na prawdziwych przykładach i mojej osobistej historii, jak wiele możecie dzięki nim zyskać, jak mocno może urosnąć wasza firma i co dzięki nim możecie osiągnąć. Choć każda historia jest inna, każda trafia na inny czas oraz ludzi, to jednak wierzę, że to właśnie języki, obok innych naszych umiejętności i talentów, są kluczem do ludzkich serc, wspaniałych kontaktów, ale też wysokich obrotów naszych firm.


Doświadczenie na różnych polach


Na sam początek bardzo krótko o tym, dlaczego to właśnie ja piszę na ten temat, mając w świadomości to, że część z osób czytająca ten artykuł ma ze mną styczność po raz pierwszy. Nie chcę, abyście mieli wątpliwości, że temat, o którym piszę, jest mi obcy.

Wręcz przeciwnie. Fakt jest taki, że przez ostatnich 15 lat pracowałem w ponad 20 krajach Europy i Azji, budując duże struktury sprzedaży, a także grupy serwisowe w przemyśle, w transporcie i branży związanej z wyposażeniem domu. Pracowałem w ten sposób dla łącznie 4 producentów i firm o różnej wielkości. Jako dyrektor na Europę Środkowo-Wschodnią zarządzałem 3 spółkami w 3 różnych stolicach oraz współpracą z setkami dystrybutorów rozsianych w wielu krajach Europy. Dodatkowo stworzyłem 6 polskich oddziałów dla zagranicznych producentów, więc doskonale wiem, jak wygląda komunikacja językowa między wieloma narodami i na różnych poziomach zarządzania.

Zatem, jeśli jesteście kimś, kto pracuje w dziale sprzedaży i już dziś macie kontakty z zagranicznymi kontrahentami lub klientów w różnych częściach świata, albo planujecie rozwój swojej firmy poza granicami Polski i zastanawiacie się, jak to jest z tym językiem obcym lub sami szukacie pracy, która wymagać będzie od was językowych umiejętności- ten artykuł będzie idealną okazją, by się czegoś nauczyć i przede wszystkim zainspirować.

Wstęp

Zanim przedstawię wam zalety znajomości języków obcych w biznesie międzynarodowym i opowiem o tym, jaką siłę dają w tworzeniu struktur w wielu krajach świata oraz oczywiście w kontaktach międzyludzkich, opowiem wam, jak to wyglądało u mnie, na podstawie trzech różnych języków i trzech zupełnie odmiennych od siebie organizacji. I choć z perspektywy czasu może się wydawać, że to wszystko przyszło łatwo – to prawda jest całkowicie inna. Łatwo nie było. A każdy z etapów przyniósł inne wyzwania oraz potrzeby.

Zacznijmy od niemieckiego…



Niemiecki

Nie wiem jak to się wydarzyło, ale nauka języka niemieckiego w moim przypadku, miała tylko jeden konkretny cel. To opanowanie języka pod kątem komunikacji i na potrzeby organizacji, w której miałem w przyszłości pracować. I faktycznie tak się stało. Choć w tamtym czasie właściwie nie miałem pojęcia, dokąd trafię. W jakiej firmie lub branży przyjdzie mi pracować. Nie miało to chyba wtedy znaczenia. Chciałem być w momencie próby gotowy i właściwie, z perspektywy ostatnich 15 lat uważam, że jest to nadal słuszne działanie. Choć większość moich kolegów i koleżanek kończąc studia chciała i faktycznie została nauczycielami języka niemieckiego, założeniem mojej nauki było stworzenie nowej umiejętności, która mogłaby nie tylko pomóc mi zdobyć interesującą pracę, ale również przysłużyć się mojemu pracodawcy. Tak było w przypadku pierwszej firmy, do której trafiłem. Chodź na pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej nie pytano mnie o znajomość tego języka, a przynajmniej nie sprawdzano tego bezpośrednio,  to jednak finalnie na ostatnim etapie musiałem odpowiedzieć na kilka pytań w języku niemieckim. W taki sposób dostałem swoją pierwszą pracę. Nie jest to oczywiście jakieś wielkie wydarzenie czy wyzwanie, ale z pewnością mogę powiedzieć, że gdyby nie znajomość tego języka, pracy tej na pewno bym nie dostał. A wraz z nią nie przyszłyby kolejne możliwości. Tak to już jest, że jak tylko w chodzimy w pewne kontakty lub projekty, zaraz pojawiają się nowe propozycje i możliwości, które wcześniej były dla nas niedostępne. Nie było nas – nie było propozycji. Jesteśmy – zaraz się coś pojawia.

I to właśnie jest jeden z pierwszych wniosków, które można wyciągnąć z tej krótkiej historii. Twórzcie umiejętność językową, nawet wtedy, gdy nie do końca jesteście pewni, gdzie i kiedy się przyda. Takie języki jak angielski czy wspomniany niemiecki to właściwie żadne ryzyko. Warto uczyć się ich w ciemno. Również dlatego, że dzięki nim pojawiają się kolejne okazje. I u mnie taka okazja się rzeczywiście pojawiła.

Z racji zamknięcia pewnych etapów i projektów, w firmie tej uwidoczniły się nowe wyzwania, w których istotną rolę miał grać kolejny język, tym razem wspomniany wcześniej język angielski. I znów widzicie. Są języki, które są tak oczywiste, że prędzej czy później i tak wypłyną. Nie inaczej było i tym razem. Choć w tamtym czasie poziom mojego języka angielskiego był, mówiąc hyhym… mizerny, postanowiłem wziąć byka za rogi i nie poddać się sytuacji. I co ciekawe, mimo iż wkrótce i tak zmieniłem miejsce pracy, projekt ten, w sensie – konieczność posługiwania się językiem angielskim – pozostał. W tamtym czasie choć nadal głównym językiem mojej komunikacji firmie był język niemiecki, po kilku miesiącach pracy w nowej firmie pojawiły się nowe potrzeby. Obok rynku polskiego miałem objąć również rynki Estonii, Litwy oraz Łotwy. A wraz z nimi pojawiła się konieczność codziennego mówienia w języku angielskim. I to właśnie jest najciekawsze, że nigdy nie wiesz, kiedy dany język okaże się naprawdę istotny. Tak było właśnie tym razem. Nie wiedziałem, że trafię partnerów biznesowych, którzy akurat będą mówili po angielsku. Równie dobrze mogliby mówić po niemiecku albo nawet rosyjsku. To był właśnie jeden z tych przypadków, na które po prostu można się przygotować, wiedząc, że prędzej czy później, ta językowa umiejętność się przyda. A dwa języki obce to nie tylko mocna siła, ale przede wszystkim coraz większa samotność. No bo ilu ludzi znamy wokół siebie, którzy dobrze posługują się zarówno niemieckim, jak i angielskim. A to już spory atut na rynku pracy, jeśli takiej szukamy lub podwójne możliwości, jeśli chodzi o biznes.
Wniosek numer dwa – więcej języków to więcej synergii i wyjście ponad tłum. Większość ludzi zatrzyma się i tak na angielskim.

Rosyjski

Kolejna historia wiąże się z językiem rosyjskim. Po krajach bałtyckich przejąłem rynki Czech oraz Słowacji, a następnie wszystkie kraje rosyjskojęzyczne. Ci którzy działają na obszarze Europy Wschodniej, doskonale wiedzą, że im dalej na Wschód, tym słabsza znajomość języków Europy Zachodniej. Oczywiście z wyłączeniem hoteli oraz restauracji, a także korporacji, w których język angielski jest na porządku dziennym albo gdzie właściciele czy dyrektorzy z racji doświadczenia mówią po niemiecku. Poza tym, w zakładach i firmach, a w przemyśle to już w ogóle, język rosyjski zawsze był must have. Miałem się regularnie pojawiać na targach, nie tylko w Moskwie, ale również dość regularnie w Mińsku oraz w Kijowie. A wraz z moją obecnością tam, nie tylko rozmawiać z rosyjskojęzycznymi klientami, ale również komunikować się kuluarowo. Bo przecież biznes to nie tylko oficjalne spotkania, sale konferencyjne i kongresy, ale również lunche, bankiety i prosty small talk. Chociażby przy wejściu do firmy. Ale tak na serio – w takich krajach jak Ukraina, Białoruś czy Rosja bez znajomości języka rosyjskiego ciężko jest załatwić cokolwiek i współpracować z kimkolwiek. Tak mam obecnie nie tylko w państwa, które z rosyjskim kojarzą się ewidentnie. To również Mołdawia i Gruzja, gdzie język ten jest nadal w powszechnym użyciu i gdzie głównie komunikuję się po rosyjsku. Nie mówiąc już o codziennym podróżowaniu i umiejętności czytania cyrylicy. Co czasem potrafi uratować tyłek i uniknąć wielu problemów.

Zatem wniosek kolejny: niektóre języki po prostu otwierają nowe obszary działania. Może to być równie dobrze język hiszpański z dużą częścią obu Ameryk. Może to być również arabski, z dość dużymi perspektywami rozwoju biznesu. Niezależnie od tego, jaki język wybierzecie – jestem pewny, że otworzy przed wami duże możliwości, z widokami na wysokie obroty i spore zyski. 


Chorwacki


Ostatni ciekawy przykład, choć pewnie znalazłoby się ich jeszcze kilka, związany jest z zaskakująco mało popularnym językiem czyli… chorwackim.

To język, który stał się nie tylko moją miłością, ale też drogą do biznesowych sukcesów. Nie mam pewności czy to kwestia ciężkiej pracy, czy jednak tworzenia dobrych relacji albo znajomości języka chorwackiego, a może po prostu połączenie wszystkich części składowych sprawiło, że w firmie, w której pracowałem przed pandemią, zarówno w 2018 jak i 2019 roku, zostały wypracowane najwyższe obroty w historii mojej firmy w Chorwacji. W kraju, który ponad milion Polaków wybrało w 2021 roku na cel wakacji, ja robiłem ciekawe spotkania i jeszcze ciekawsze deale.

Zawsze mnie niezwykle cieszyło, ale też napawało dumą to, że pierwsze, co robili moi chorwaccy przedstawiciele przy wejściu do gabinetu prezesa czy dyrektora firmy, do której właśnie przybyliśmy, to zwrócenie uwagi, że oto przyjechał pan Kruk, który prica hrvatski, czyli mówi po chorwacku. W ich oczach i głosie czuć było dumę. Można było dostrzec zachwyt, że ktoś z zagranicy zechciał nauczyć się ich, bądź co bądź, mało popularnego języka i chętnie się nim posługuje. A że przy okazji mieli mniej do roboty, bo sam przecież mogłem bezpośrednio rozmawiać z ich klientem i wiele skomplikowanych oraz technicznych spraw wytłumaczyć samodzielnie, to jeszcze lepiej. Tym samym budowaliśmy silny biznes, który wsparty był właściwą komunikacją. Komunikacją nakierowaną na klienta, w jego języku. Języka, który był wartością dodaną do naszej współpracy. To było fantastyczne uczucie, które zresztą potwierdzało się w zestawieniach finansowych i które widoczne było również w obrotach firmy.

Tym samym, jako wniosek czwarty – czasem, kiedy chcecie zawojować jakiś rynek, na którym i tak dość regularnie się pojawiacie, widząc w nim duże szanse dla siebie i swojej firmy – idźcie w to. Wyróżnicie się z tłumu i spośród innych dostawców. To pewne. Większość z nich będzie próbować mówić po angielsku. A to jest mniej więcej taka różnica, jakby obcokrajowiec, nawet prostą polszczyzną, ale wystarczająco dobrą, próbował robić z wami biznes w Polsce. Pokochacie go za jego starania opanowania naszego niezwykle trudnego języka. A kiedy chłop będzie również dobry w tym, z czym do was przyjechał, reszta może wracać do domu. Tak to już jest. To sprawa do głębokiego przemyślenia. Głównie pod kątem wyboru języka. 


Oficjalnie – nieoficjalnie

To jedynie skromny wybór historii z ostatnich 15 lat i dotyczący zaledwie 3 języków spośród tych, w których miałem okazję rozmawiać w ponad 20 krajach, w których pracowałem. Jako praktyk, patrzę dziś na języki obce nie tylko jako narzędzie komunikacji oraz sposób na wyższe obroty przedsiębiorstwa, w którym lub dla którego pracujemy, ale również dotarcia do poszczególnych osób, dla których nigdy nie bylibyśmy partnerami do rozmów, gdyby nie znajomość języka obcego. Możecie powiedzieć, że właśnie po to są tłumacze. Ale to nie jest do końca prawda. Bo raz, że komunikacja odbywająca się bezpośrednio ma zupełnie inny ładunek emocjonalny i kiedy mówimy, to mówimy do człowieka, do którego chcemy dotrzeć, a nie do tłumacza, przez którego przekazujemy własne myśli. Ale co równie ważne, komunikacja odbywa się często poza oficjalnymi kanałami. Właściwie czasem bywa równie istotna, jak ta na sali konferencyjnej.

Chciałbym, aby mocno utkwiło wam w głowie to, że język obcy w biznesie otwiera naprawdę wiele możliwości, których nie macie, jeśli sięm nim nie posługujecie. Tak po prostu. Osoby, które mówią w języku lokalnym są częściej zapraszane. Na kolejne spotkania, na kolejne konferencje i wydarzenia. Dzielą się większą ilością informacji i danych. Skoro potrafisz mówić, rozmowa jest pełniejsza, bogatsza w treści i zacznijmy od tego – w ogóle się odbywa. Jeśli ktoś zauważy, że nie mówisz jego językiem, nawet jeśli oboje znacie angielski, to i tak jakaś część komunikacji zostanie pominięta. Oczywiście, gdzieś na szczycie, angielski to główny język komunikacji. Ale świat nie jest zero-jedynkowy. Szczególnie w codziennym biznesie na poziomie lokalnym. Bez znajomości języka obcego jesteście niestety lekko na marginesie. Choć, do czego jeszcze wrócę, wystarczy niewielki wysiłek, by te braki zamienić w korzyść.

Jakie zatem zalety przyniesie wam znajomość języków obcych w biznesie i życiu zawodowym? Postanowiłem podzielić je na kilka kategorii.

Zalety

My w firmie / Odwaga, otwartość
Korzyścią będzie nasza zmiana mentalna. Jeśli mówisz dobrze lub wystarczająco dobrze w danym języku, nie masz obaw, by się komunikować, by zadzwonić, by napisać maila albo, że ktoś może zrobić to w drugą stronę. Ta otwartość jest oczywista. A to prowadzi to tego, że nie tylko nie boisz się nawiązywania kontaktów, ale również zaczynasz otwierać się na nowe możliwości. Skoro na jedynym rynku pewne projekty natrafiają na ścianę, nie masz problemu, by na chwilę przenieść swoją uwagę i energię na drugi.

Nasza firma w międzynarodowych wodach / Więcej szans, kontaktów, zleceń
Po drugie – czasem przychodzi konieczność wejścia na nowe rynki. Może być to spowodowane sytuacją gospodarczą, zmianami w przepisach lub zupełnie odwrotnie, zupełnie nowymi szansami pojawiającymi się nagle w jakimś kraju, wtedy jesteśmy gotowi. My i nasz zespół nie ma problemu, by poszukać partnerów – czy to w Niemczech, czy to w Hiszpanii, czy to w Szwecji. Im więcej języków macie na pokładzie, tym więcej szans na skuteczne wejście do danego kraju. Pewnie zaraz odezwą się ci, którzy uważają, że z angielskim wszystko załatwicie. Ale to nie prawda. Spróbujcie zrobić to we Francji, we Włoszech, w którymś z krajów na Bałkanach czy na peryferiach dowolnego kraju na świecie. Nawet, jeśli traficie szczęśliwie na kogoś, kto płynnie posługuje się językiem angielskim, to jednak umiejętność komunikacji w lokalnym języku, to już zupełnie inny poziom relacji. A na pewno więcej szans na stworzenie biznesu, więcej lokalnych kontaktów, lepiej przekazana wiedza, więcej zleceń i co ważne z punktu psychologicznego, częstsze wzajemne kontakty. A te znów generują więcej okazji do spotkań, a spotkania nowe pomysły, z których wynika więcej projektów, więcej zleceń i ostatecznie wyższe obroty.

Nasze kontakty / Możemy więcej
No właśnie te kontakty. Gdyby nie niemiecki, nie byłoby pierwszej pracy. A przynajmniej tej. Bez niego nie trafiłbym do drugiej firmy, a może i do trzeciej. W wielu krajach problemem byłaby komunikacji. Tak było między innymi w Czechach, gdzie działając od 2008 roku moim partnerem w biznesie była osoba znająca albo czeski albo niemiecki. Podejrzewam, że kontakt ten umarłby, gdyby nie znalezienie wspólnego języka. Nawet dzisiaj mogę wymienić kilka krajów, w których moje kontakty uzależnione są, oczywiście oprócz korzyści wynikających ze współpracy, również od tego, czy potrafimy się wspólnie dogadać. A czy taka współpraca byłaby możliwa, gdyby nie ten czy tamten język. Wątpię. Czasem lokalni partnerzy naprawdę wolą zmienić dostawcę na takiego, z którym może zrobią mniejsze obroty, ale z którym w ogóle da się porozmawiać czy zrobić szkolenie niż pozostać w zawieszonej współpracy z kimś, z kim nie mogą się komunikować. Zresztą miałem okazję kiedyś zaprosić zespół jednego z moich przedstawicieli na szkolenie i okazało się, że poza nim samym nikt z jego teamu nie mówi dostatecznie dobrze w języku angielskim czy niemieckim, by móc wziąć udział w takim szkoleniu. Niestety, takie są realia.

Nasze postrzeganie / Jak widzą nas inni
Natomiast w drugą stronę sprawa wygląda wyśmienicie. Jeśli znamy ten czy tamten język, jesteśmy postrzegani nie tylko jako świetnie wykształceni i obyci ze światem ludzie, ale przede wszystkim nasza wartość wzrasta automatycznie w oczach tych, z którymi mamy do czynienia. Nawet, jeśli dopiero się poznaliśmy. Wyobraźcie sobie CV, w którym pod podstawowymi danymi wypisujecie języki, które znacie, a jest ich tam conajmniej kilka. Natychmiast wyróżniacie się podczas rekrutacji. Bo nie tylko dowodzicie tego, że chcecie się rozwijać, potraficie dowozić sprawy do końca i jesteście otwarci, ale taka umiejętność otwiera przed pracodawcą ogrom możliwości, których nie da mu inny kandydat. To oczywiście generuje szanse na wyższe zarobki (z tego co pamiętam już sam język angielski podnosi je średnio o 3000 zł) oraz możliwość starania się o lepsze stanowiska. Bo skoro znasz chociażby niemiecki i angielski, a w ogłoszeniu o pracę szukają kogoś z takimi umiejętnościami, to z automatu przechodzisz do ścisłej czołówki. Większość osób z racji tych dwóch wymagań zapewne zupełnie porzuci plany wysłania CV w odpowiedzi na to ogłoszenie. A im więcej jest wymagań, im więcej kombinacji języków, tym większa szansa, że będziesz jedynym, który spełnia wymagania. A to oznacza możliwość bicia się o duże stawki.

Mentalna siła / większa wartość, świadomość własnej siły, pewność siebie
No i na koniec coś, co jest równie ważne. Znajomość języków obcych to nie tylko wszystkie te szanse i sprawy, o których wspomniałem wcześniej. Ale również większa pewność siebie, świadomość własnych zalet, kompetencji oraz wyższa wartość. Tak po prostu. To gotowość do wejścia w projekty, które inni odrzucają, do pojechania w miejsca, w których inni okażą się niezdatni oraz realizowania zadań, w których inni ze względów językowych, choć nadal fachowcy, nie będą tak bardzo wartościowi.


Jak zacząć

Co zatem zrobić, by w krótkim czasie zyskać tę siłę?

1. przede wszystkim już dzisiaj zacznijcie się komunikować w języku swojego partnera biznesowego. Zamiast „Dear Mr. Jakiśtam” albo „Sehr geehrte Frau Jakaśtam”, napiszcie kolejnym razem „Postovani gospodin Jakiśtam” (jeśli to Chorwat) lub „Gentilisima Sig.ra Jakaśtam” (Jeśli to Włoszka). Zaskoczcie ich tym, że zaczynacie pisać w ich języku. Uwierzcie mi. Docenią!

2. z każdym mailem czy rozmową poszerzajcie zakres słownictwa. Przywitajcie się oraz podziękujcie w danym języku, a także zapytajcie o to, jak się ma. Takie proste gesty wiele znaczą. Czy nie znaczyłyby wiele dla Was, gdyby ktoś zrobił podobnie w języku polskim. Coś takiego bardzo się docenia.

3. przed każdą podróżą przygotujcie kolejną porcję słownictwa – zarówno tego związanego z waszym biznesem, jak ogólnie podróżą. Taksówką, kiedy wychodzicie z lotniska, hotelem, kiedy się meldujecie i restauracją, kiedy trzeba coś zamówić. To zawsze mega zabawa i sporo satysfakcji, kiedy po raz pierwszy potrafisz zamówić wodę niegazowaną, ulubioną kawę czy łososia. A jeśli zrobicie to w obecności swojego klienta, kontrahenta lub po prostu kogoś, z kim współpracujecie już od dawna – zdobędziecie punkty. 

Podsumowanie

Być może zbyt dużo przyniosło mi to korzyści. Być może zbyt długo cieszę się możliwościami, które to przynosi, ale języki obce w biznesie to w dzisiejszym świecie must have. Bez nich nie wyobrażam sobie mojego życia zawodowego. Nigdy by się zresztą nie potoczyło w ten sposób, gdyby nie najpierw niemiecki, następnie angielski, a później inne.

I absolutnie nie jestem zdania, że trzeba świetnie mówić w danym języku. Mówiłem to na scenie TEDx i powtarzam przy każdej możliwej okazji. Ja sam nie mówię perfekcyjnie w żadnym z języku, które znam. Podejrzewam, że i po polsku znalazłoby się na co dzień sporo błędów. Ale to nie przeszkadza mi funkcjonować od 15 lat w biznesie międzynarodowym i pracować z ludźmi z ponad 20 krajów. Bardzo różnymi ludźmi. Na różnych poziomach zarządzania i wielu branżach. Każdy z nich jest inny, przychodzi z innymi potrzebami, ale też, jak każdy z nas, dysponuje innymi umiejętnościami językowymi. I dopóki się dogadujemy na tyle dobrze, by wspólnie robić interesy, razem handlować, budować i nawiązywać coraz to lepszą współpracę, to właściwie więcej nie potrzeba.

Dlatego jeśli macie brnąć w jeden język przez kolejne lata i chcecie z poziomu B2 wskoczyć na C1 lub z C1 na C2, o ile nie jest to absolutna konieczność, poświęćcie się nauce kolejnych języków. Nawet, jeśli dwa kolejne czy nawet trzy doprowadzicie do poziomu B1, który jest wystarczający do prowadzenia codziennej komunikacji, będziecie znacznie cenniejsi – zarówno dla swoich współpracowników i partnerów w różnych krajach ale również na rynku pracy. A to pozwoli wam budować większe firmy, zwiększać ich obroty, ale też wam zarabiać więcej. Nie mówiąc już o pozostałych korzyściach, o których dzisiaj mówiliśmy.

Zatem, jeśli potrzebujecie wsparcia i nie wiecie, jak to wszystko zacząć, ogarnąć i potrzebny jest wam ktoś, kto zna się na rzeczy i poprowadzi za rączkę – zgłoście się do mnie. Mam sporo doświadczenia, nie tylko własnego w biznesie międzynarodowym, ale też w tym, by pomóc innym w nauce języka obcego. Niemieckiego, angielskiego, włoskiego, hiszpańskiego lub chorwackiego. Bo w tych językach wspierałem już prezesów i właścicieli wielu firm, managerów, a także znanych sportowców i aktorów.

Jeśli podobał się Wam artykuł i zainspirował do działania, udostępnijcie go. Być może właśnie w tym momencie ktoś z Waszych znajomych potrzebuje tej wiedzy. A ja bardzo za to dziękuję.



P.S. Na tytułowym zdjęciu jestem z Malwiną Blaurock, która podobnie jak ja, działa na skalę międzynarodową.

https://piotrkruk.pl/kurs-online-jezyk-obcy-w-praktyce-start/
Piotr Kruk
Piotr Kruk - poliglota, mówca TEDx oraz praktyk międzynarodowego biznesu. Od kilkunastu lat pracuje w ponad 20 krajach Europy wykorzystując w codziennej pracy aż 7 języków obcych. Autor książki „Język obcy w 6 miesięcy” oraz pasjonat praktycznego podejścia do nauki języków.