Case study na przykładzie j. hiszpańskiego.  

Po hiszpańsku mówiłem kiedyś całkiem nieźle. To było ponad trzy lata temu, kiedy zimą postanowiliśmy spędzić urlop na Wyspach Kanaryjskich. Miałem w planie opanować dobre podstawy tego języka by móc się nim posługiwać w restauracji, by umieć zamówić w barze napoje, pytać miejscowych o różne ciekawe miejsca i atrakcje, a także komunikować się w samym hotelu. Ale to nie wszystko. Chodziło też o to, aby znajomość języka obcego była na tyle szeroka, by umieć mówić o tym gdzie pracuję, opowiedzieć o mojej rodzinie, o tym jak żyjemy i czym na co dzień się zajmujemy. To miała być swoboda językowa w pełnym zakresie.

Cały plan okazał się sukcesem, mimo iż do wyjazdu miałem zaledwie miesiąc. Niestety po powrocie do domu język ten poszedł w odstawkę i zjechał do żenująco niskiego poziomu. Przez trzy lata nie wiele miałem okazji do tego, by się w nim porozumiewać i, co trzeba jasno powiedzieć, brakowało mi motywacji, by do niego wrócić. Nie miałem również żadnych celów związanych z tym językiem. Aż do teraz.


Chcę to za mało

Nowa motywacja pojawiła się mniej więcej dwa miesiące temu, a trzy tygodnie później przyszła kolejna. To sprawiło, że wróciłem do nauki języka hiszpańskiego ze zdwojoną mocą wdrażając trzy tygodnie temu konkretny plan. W krótkim czasie miał mi pozwolić wejść na wyższy poziom znajomości tego języka i dać zupełną swobodę językową. 

Poniżej przedstawiam Wam ogólne założenia tego planu i skalę moich działań.

Liczby, które zaraz zobaczycie dotyczą ostatnich 3 tygodni.
Dokładnie od 19.02.

To mój hiszpański i tylko w zakresie fiszek, czyli wyrażeń, których się uczę. Choć muszę zaznaczyć, że oprócz tego sporo słucham, piszę, czytam, oglądam. Wykorzystuję kilka lub nawet kilkanaście różnych metod nauki języka i staram się wdrażać je w tak zwanym międzyczasie.


Brak czasu?

Zanim jednak wyjaśnię Wam, jak to działa, chcę najpierw rozprawić się z narzekaniem na brak czasu, które zapewne kilku czytelników tego artykułu podniesie jako jeden z głównych argumentów. 

Nie ma czegoś takiego jak brak czasu. Jest albo źle zorganizowany czas albo brak priorytetu, by skutecznie wdrożyć język we własne życie i by się go uczyć. Jeśli nie widzisz w tym ważnego celu, jeśli nie masz motywacji do działania, nie zrobisz tego. Czas nie ma tu nic do rzeczy. 

Natomiast jeśli nadal uznacie, że „musicie się nauczyć tego języka, bo to czy tamto” i nadal będziecie stać przy swoim, że trudno będzie wam wygospodarować na niego czas, to popatrzcie, co robiłem oprócz nauki tego języka przez ostatnie 3 tygodnie:


✅ byłem w kilku krajach i spędziłem wiele dni w podróży

✅ pracowałem na 120% w dwóch różnych firmach

✅ weekendami studiowałem

✅ przeczytałem 2 książki

✅ byłem tatą i mężem, a więc miałem swoje obowiązki

✅ przebiegłem kilkadziesiąt kilometrów

✅ napisałem kilka artykułów prasowych i postów

✅ wspierałem kilka osób w nauce języków

To wszystko przez zaledwie 21 dni!

Nie można więc mówić, że leżałem brzuchem do góry i miałem mnóstwo czasu na naukę. Nie miałem. Ale znalazłem! Bo mam motywację, mam cel i nie użalam się nad sobą, że nie mam czasu, że mi się nie chce, że mam tyle do roboty. To kwestia brania odpowiedzialności za własne życie i decyzji, czy wolę (lub muszę) nauczyć się tego języka czy jednak chcę nadal narzekać na wszystko dookoła tylko nie na siebie. I tłumaczyć sobie, że u mnie to nie działa. 


Co zrobiłem?

A teraz konkrety i analiza ostatnich 21 dni:

Fiszki powtórzone: 

280 + 220 + 162 + 86 + 121 + 102 + 66 + 36 + 25 + 229 + 246 + 138 + 85 + 105 + 121 + 176 = łącznie 2198

Fiszki nowe: 

69 + 41 + 26 + 25 + 62 + 52 + 50 = łącznie 325

O co w tym chodzi?

2198 to ilość fiszek / wyrażeń, które powtórzyłem w ostatnich 3 tygodniach. To ciągłe wracanie do tego, co umiem i co chcę utrzymać na wysokim poziomie. Nawet wiele razy. Jeśli dobrze policzycie to na 21 dni było aż 16 powtórek. Czasem miałem energię na zaledwie 25 sztuk, czasem na 280, a czasem w ogóle. Nie zmuszałem się do tego. Mimo to, starałem się zachować konsekwencję i co ważne – im więcej powtarzałem, tym wszystko stawało się łatwiejsze. Im częściej to robiłem, tym łatwiej wchodziło. Proste.

325 to ilość fiszek / wyrażeń, których nie znałem wcześniej i których nauczyłem się od nowa. Tym samym, oprócz powtarzania tego, co wiem, dokładałem również do swojego „pakietu” coś nowego. Raz na kilka dni. Po to, by mówić jeszcze lepiej, komunikować się jeszcze bogatszym językiem i jeszcze sprawniej używać tego języka. Ciągle też myślę o tym, czego jeszcze nie potrafię, czego chcę się nauczyć, a czego nie umiem wyrazić. I wtedy to wdrażam.


Zero słówek

Ważna rada. Uczę się od razu gotowców, które po pierwsze – mają najczęściej używany kontekst (zamiast Monday uczę się od razu on Monday), a po drugie – jestem w stanie używać ich od razu i tworzyć z nich całe zdania. Żadnych pojedynczych słówek, a broń Boże bezokoliczników. Uwierzcie mi – mam tu dużo doświadczenia i masę porażek za sobą.
To NIE DZIAŁA!



Kiedy się uczyć?

I na koniec jeszcze jedno: powtórki robię zazwyczaj tylko rano. Tak mam. Zielona herbatka, 10 minut i po robocie. Regularnie, krótkie serie i działam dalej. Jak trzeba, biorę w podróż – do samolotu czy hotelu. Czasem zapiszę kilka nowych zwrotów pod wieczór, ale nie ma tu wielkiej spiny. Ty musisz ustalić ze sobą swoje najlepsze momenty dnia. Sowy będą najlepiej uczyć się wieczorem, skowronki (jak ja) tylko rano. Każdy musi znaleźć swój najlepszy moment dnia. A może nawet 2-3. Takie po 5-10, może 15 minut. Nie dłużej. Nie nastawiaj się, że potrzebujesz co najmniej godziny. Nie potrzebujesz. Potrzebujesz krótkich serii 1-2, może 3 razy dziennie + wykorzystania swojego otoczenia do tego, by mieć kontakt z językiem obcym jak najczęściej.

Jednak, by to wszystko się udało po pierwsze – trzeba znaleźć w sobie motywację i cel oraz po drugie – być konsekwentnym. Robić małe kroki, ale za to każdego dnia. Wtedy przychodzą szybkie efekty oraz świadomość tego, że zaczynasz rozumieć, zaczynasz mówić i nagle wszystko staje się jasne. Od razu chce się więcej.

P.S. Dzisiaj rano dołożyłem kolejne 103 powtórki i przygotowałem około 40 nowych do nauczenia się. Tych 40 jutro trafi do mojej głowy, a potem już do zestawu „do powtórzenia”. Będę zatem bogatszy o 40 nowych zwrotów. W zaledwie jeden dzień.

Co teraz? 

  • mam zamiar wkrótce używać tego języka w krajach hiszpańskojęzycznych, a w niedługim czasie może nawet tam na chwilę zamieszkam.
  • już teraz zacząłem wspierać innych w nauce tego języka i mam z tego wielką radochę. Widzę, jakie efekty przynosi ten system i jak szybko te osoby się uczą nowego języka. Mimo super napiętego grafiku, podróży i licznych obowiązków. 
  • Nadal będę pogłębiał znajomość tego języka. Jak wspomniałem, fiszki to jedna z wielu metod, które obecnie stosuję. Dają mi mega napęd, jednak ważne jest to, by otaczać się wieloma metodami nauki – w podróży, w domu, w pracy i właściwie w każdym momencie dnia. Wtedy nauka idzie błyskawicznie. 


Podsumowanie

3 tygodnie od startu to niewiele. Ale przy tempie niemal 2200 powtórzonych fiszek, 325 zupełnie nowych oraz godzinach spędzonych na oglądaniu YouTuba, czytaniu tekstów, pisaniu czy innych metodach  w zaledwie 21 dni, to wszystko idzie po prostu bardzo szybko. A ja mam świadomość, że ahora hablo español muy bien / teraz mówię po hiszpańsku bardzo dobrze, a za kolejne 3 tygodnie będzie jeszcze lepiej – to czego chcieć więcej?

Jeśli i ty potrzebujesz wsparcia – daj znać. Razem ogarniemy to bardzo szybko. Również w zakresie angielskiego, niemieckiego, chorwackiego czy włoskiego. 

Hasta pronto!

https://piotrkruk.pl/kurs-online-jezyk-obcy-w-praktyce-start/
Piotr Kruk
Piotr Kruk - poliglota, mówca TEDx oraz praktyk międzynarodowego biznesu. Od kilkunastu lat pracuje w ponad 20 krajach Europy wykorzystując w codziennej pracy aż 7 języków obcych. Autor książki „Język obcy w 6 miesięcy” oraz pasjonat praktycznego podejścia do nauki języków.