W domu

Polscy prezesi – czy uczą się języków obcych?

Wyobraźcie sobie pana prezesa, który na co dzień rozstawia po kątach swoich podwładnych, rządzi w firmie żelazną ręką, jest wymagający, chętnie korzysta ze swojej władzy, ale gdy chodzi o spotkania z kontrahentami z zagranicy lub wakacyjne wyjazdy, staje się potulny jak owieczka i cichy jak mysz pod miotłą. Zaskakujące, ale często prawdziwe. Choć w opisie tym jest sporo generalizowania, sytuacja ta nie jest wcale taka odosobniona. Wielu polskich prezesów nadal duka w językach obcych, na co dzień zasłaniając się tłumaczami lub bliskimi współpracownikami. Pisząc drugą książkę „Języki obce w karierze polskich prezesów, dyplomatów i mistrzów świata” postanowiłem przyjrzeć się prawdzie i zapytać zainteresowanych, jak to faktycznie wygląda. Czy mimo sukcesów nadal uczą się języków obcych, jakie marzenia dzięki nim spełnili oraz jak podchodzą do procesu nauki języka w swoim zapracowanym życiu. Jeśli jesteście ciekawi – zapraszam.

 

Faktycznie w głowach mamy obraz surowego człowieka, zwykle mężczyzny, dość przebojowego, który nie przebiera w środkach, by kierować firmą dokładnie tak, jak uważa i tak, aby w jak najszybszym tempie zdobyć określone cele, najwyższe wyniki oraz podziw w branży. Ale to stereotyp. Choć prawdę mówiąc, nadal zdarza się nam z takimi ludźmi pracować lub takich spotykać. Dziś jednak dość często firmami kierują doskonale wykształcone kobiety, które są wielkimi pasjonatkami nowoczesnego zarządzania lub mężczyźni nastawieni na zrównoważony rozwój pracowników, których niejednokrotnie traktują prawdziwie po partnersku.

 

Postanowiłem przyjrzeć się sprawie języków obcych wśród osób zarządzających znanymi przedsiębiorstwami, często międzynarodowymi korporacjami lub ich polskimi oddziałami. Ponadto chciałem dowiedzieć się, jak bardzo języki obce wpływają na ich biznes, ich samych i czy byliby w stanie dotrzeć do miejsca, w którym się znajdują, bez znajomości angielskiego, francuskiego czy niemieckiego.

Być Dyrektorem Generalnym znanej linii lotniczej

Okazuje się, że większość z nich językom obcym zawdzięcza całą karierę lub wprost mówi, że bez znajomości np. angielskiego nigdy nie byliby w stanie wykonywać swoich zadań, a dalsze awanse byłyby wykluczone. Wanda Brociek, była Dyrektor Generalna Skandynawskich Linii Lotniczych SAS wspinała się po szczeblach tej korporacji aż przez 29 lat, dochodząc w niej do najwyższego stanowiska. Zaczynała jednak u boku pewnej operatywnej managerki, która ze względu na doświadczenia życiowe podczas II Wojny Światowej przeszła drogę z Armią Andersa, a maturę zdawała w Afryce. Jej wręcz królewski, brytyjski angielski pomógł wiele lat później bohaterce mojej książki w na początku pracy w SASie, a następnie na kolejnych etapach kariery. Oprócz tego, by przyspieszyć proces, postawiła na własne kształcenie językowe. Nie chciała odstawać od reszty międzynarodowego zespołu, w którym pracowała. „Później język angielski był nieodzownym towarzyszem w mojej pracy. Wszystkie nasze spotkania, czy to w Kopenhadze, Sztokholmie, czy później w biurach europejskich, wymagały ścisłej interakcji pomiędzy kolegami i koleżankami z rożnych krajów, nie tylko z Europy. Wiec wszystko było po angielsku. Przypuszczam, że 70-80 procent całej komunikacji zawodowej odbywało się̨ w tym języku.” – twierdzi dzisiaj Wanda Brociek.
Czasem znajomość języków wręcz ratuje projekty, które przez wszystkich zostały już skazane porażkę. Okazuje się, że przedwcześnie. Marcin Dąbrowski, członek zarządu krakowskiej firmy Ailleron miał w swoim zawodowym życiu dwie dość bliźniacze sytuacje, w których pierwsze skrzypce zagrały języki obce.

Uratować projekty

„Kilka lat temu pojawił się klient z Rosji, duży operator telekomunikacyjny. Ja właściwie ten projekt odziedziczyłem. Kiedy go przejmowałem, otrzymałem informację, że jest wszystko dobrze i że będzie fajnie. Ale kiedy już w to wszedłem, okazało się, że jesteśmy tam już prawie na wylocie.” – wspomina Marcin Dąbrowski, który w tamtym czasie znał jedynie angielski. „W przypadku Rosjan, połowa z nich mówiła po angielsku, druga połowa zupełnie nie. A nawet ci, którzy mówili – widać było, że rozmowa po angielsku ich męczy”. Wraz z kilkoma osobami postanowił nauczyć się języka rosyjskiego tylko po to, by umożliwić jakąkolwiek komunikację w zespole i ostatecznie uratować sytuację.
Podobnie wspomina współpracę z niemieckimi przedsiębiorstwami. „Zauważyłem, że wcale chętnie nie mówią po angielsku. Część z nich mówi – oczywiście. Ale duża część nie. Jest też zupełnie inne tempo rozmowy, niż gdyby to było po niemiecku. Mówiąc w języku ojczystym, ludzie się otwierają, rozmawiają swobodniej oraz szybciej. A po angielsku nie zawsze. Choć przyznam, że dobrze jest negocjować po angielsku. Wtedy rozmowa jest bardziej stonowana i partnerska.”
W tamtym czasie Marcin Dąbrowski prowadził w Niemczech projekt o wartości 40 milionów Euro, w którym uczestniczyło aż 200 osób. Dzięki znajomości języka niemieckiego zbudował kontakty, które owocują po dziś dzień. Podobnie jak on uważam, że, jeśli zna się język ojczysty naszego rozmówcy, trudniej jest w negocjacjach drugiej stronie cokolwiek wymusić. Czy nawet zerwać relację biznesową. Raz, że mają znacznie większy szacunek, a dwa, że język naprawdę otwiera ludzkie serca.

 

Spełnione marzenia

Jak każdy, również prezesi mają marzenia. A te całkiem duże pomagają spełnić języki obce. Paweł Dudek, były prezes znanej z piosenki Rudiego Schuberta firmy WARS S.A, a dziś ekspert od zmian w dużych globalnych korporacjach i firmach rodzinnych miał marzenie, które w stosunku do swoich dzieci ma również wielu rodziców. Kształcić się na Harvard Business School, jednej z najlepszych uczelni świata. I aby tam studiować, nie tylko musiał doskonale opanować język angielski, ale również sprzedać własny samochód i poprosić o wsparcie w szeregach własnej firmy.
Z kolei Jakub Benke, po latach bycia prezesem w jednym z najlepszych domów mediowych realizujących największe w Polsce kampanie marketingowe postanowił pewnego dnia zostać pilotem dużego samolotu pasażerskiego. Takiego, jakim często latamy na wakacje. Dziś jest współwłaścicielem linii lotniczej Bartolini Air oraz doświadczonym pilotem, który latał w każdym zakątku globu. Twierdzi, że języki obce takie jak rosyjski czy francuski przydały się w niejednej dość zaskakującej sytuacji, a bez znajomości angielskiego nawet nie mógłby pomarzyć o tym prestiżowym zawodzie.

Nie ma znaczenia, gdzie jesteś i kim jesteś

Chcę was przekonać, że języki obce są uniwersalnym instrumentem do realizacji celów. Celów zawodowych bądź tych zupełnie prywatnych. Pracując przez wiele lat na wielu wysokich stanowiskach zorientowałem się dość szybko, jak mało znaczymy bez umiejętności komunikacji w języku obcym. Nawet będąc specjalistami w danej branży i mając ugruntowaną pozycję w swojej firmie. Szczególnie w dzisiejszym świecie, gdzie kapitał zagraniczny oraz międzynarodowe kontakty to właściwie standard i nasza codzienność. Wiedzą o tym doskonale polskie prezeski, managerowie i eksperci w swoich dziedzinach. Dlatego mimo osiągniętych pozycji nadal uczą się języków obcych, wiedząc, jak wiele szans umyka tym, którzy z nimi są nadal na bakier. Chcą również spełniać swoje marzenia. O ukończeniu studiów na prestiżowej uczelni lub po 20 latach stresującej pracy, o lataniu w przestworzach. Niezależnie od powodów, znajomość języków obcych pozostaje kluczową kompetencją na drodze do spełnienia tych marzeń.

 

 

Zainteresowany podobnymi treściami?

Przeczytaj książkę „Języki obce w karierze polskich prezesów, dyplomatów i mistrzów świata”

 

 

Piotr Kruk
Piotr Kruk - poliglota, mówca TEDx oraz praktyk międzynarodowego biznesu. Od kilkunastu lat pracuje w ponad 20 krajach Europy wykorzystując w codziennej pracy aż 7 języków obcych. Autor książki „Język obcy w 6 miesięcy” oraz pasjonat praktycznego podejścia do nauki języków.