W domu

3 historie z podróży. Dla tych, co ciągle zwlekają z nauką języka obcego

Oto 3 krótkie historie sprzed dosłownie kilku dni:

  1. droga na lotnisko: część z pasażerów siedzących z przodu autobusu twierdzi, że kierowca przysypia. Zaczyna się dziwnie zachowywać, typowo dla bardzo zmęczonych kierowców. Dotyka twarz rękoma jakby próbował zmobilizować się do czujności i bycia aktywnym. Tak przynajmniej twierdzili. I z każdą minutą stawali się coraz bardziej nerwowi. Zawołali więc mnie. Siedziałem kilka rzędów dalej, więc nie wiedziałem, co się dzieje. Spojrzałem na kierowcę i z mojej perspektywy wydawało się, że facet wygląda zupełnie normalnie. Oni jednak nie mogli tego przeżyć, więc po raz kolejny zwrócili się do mnie z prośbą, by go zagadać i abyśmy bezpiecznie dojechali do lotniska. Proszę mnie, bo jako jedyny w grupie mówię po włosku. Mamy godzinę do celu. Choć z kierowcą autobusu z założenia nie powinno się rozmawiać, uznajemy, misja warta jest świeczki. Pytam się więc go o to, jak daleko mieszka, ile zostało do celu oraz czy był w Polsce. Twierdzi, że tak – kilka lat temu z grupą Włochów w Krakowie. Potem dowiedziałem się, że we Włoszech nie ma wieku emerytalnego. Liczy się staż pracy – dla mężczyzn 42 lata, kobiet 40. Nie wiem, czy to prawda, ale przyjmuję to za ciekawostkę i brnę dalej. Na szczęście droga idzie nam dobrze, a my powoli dojeżdżamy do celu. Szczęśliwie i bez nieprzyjemnych przygód. To, jak się nagadałem po włosku – to moje. Sporo doświadczeń i mocne odświeżenie języka. No i oczywiście próba wykrzesania z siebie coraz to nowszych pytań – wszystko dla dobra ogółu. Pytanie jest, co by się działo, gdyby nie możliwość rozmowy z nim? Może przysnąłby, a może nie. Zaniepokoiła mnie informacja, której udzielił mi na pytanie – czy to jego ostatni kurs dzisiaj. Stwierdził, że tak. Bo jeździ od 4.00 rano, a jest obecnie 14.00. Ponad 10 godzin w pracy. I nawet jeśli uwzględnić przerwy – pora startu robi swoje. Znajomość języka pozwoliła uratować sytuację. Może było to konieczne, może nie. Tego nie dowiemy się nigdy. Wyzwanie było jednak nagłe i wymagające umiejętności.
  2. Restauracja na lotnisku: kelnerka nie mówi po angielsku, co w dzisiejszych czasach wydaje się być standardem. Tym bardziej na międzynarodowym lotnisku. Znajomi proszą o pomoc w wybraniu czegoś z menu i złożeniu zamówienia w ich imieniu. Bezradność z obu stron. Oni po angielsku nie są w stanie zamówić, nie mówiąc o włoskim – ona nie mówi zupełnie po angielsku – zna jedynie włoski. Sytuacja patowa. Oczywiście pomagam próbując przypomnieć sobie włoskie nazwy mięs i niektórych składników. W 90% jednak nie ma z tym problemu i w mgnieniu oka mamt=y wybrane potrawy. Kelnerka z uśmiechem przyjmuje zamówienie, a ja cieszę się, że mogłem pomóc. Mam satysfakcję z tego, że kolejny raz, jak to się mówi, nauka nie poszła w las. Choć stosunkowo rzadko mam okazję mówić po włosku, nadal czuję, jak mocno język ten tkwi w mojej pamięci. A sytuacje takie jak ta sprawiają, że motywacja do nauki rośnie w tempie rakiety kosmicznej. Pytanie jest, co by się działo, gdyby naprawdę mieli problemy i byli pozostawieni sami sobie? Bo restauracja to pikuś. Patrzysz w menu, z grubsza coś rozumiesz (Spaghetti, penne, ravioli) i wybierasz to, co wydaje się znajome. Wskazujesz kelnerowi palcem i zamawiasz. A co w przypadku problemów – zgubienia paszportu lub braku wymaganych dokumentów? Jeszcze przed wylotem widziałem kilka okienek dalej osobę, która została odesłana, bo takich dokumentów jej zabrakło. Nie znała angielskiego, by mogła zrozumieć, czego chce od niej obsługa lotniska i jakich dokumentów jej brakuje. Wyglądała na zagubioną i bezradną. Nie mogła też liczyć na niczyją pomoc. Takie sytuacje zdarzają się każdego dnia, często zupełnie niespodziewanie.
  3. Ta sama restauracja, o której wspomniałem powyżej (to chyba jakaś kumulacja złych zdarzeń!): przychodzi kolega i mówi, że zostawił telefon w autobusie, którym godzinę wcześniej jechaliśmy na lotnisko. Pamiętacie zmęczonego kierowcę? To właśnie w jego pojeździe pozostała komórka kolegi. Wyobraźcie sobie człowieka – z bijącym sercem i przerażeniem odkrywa, że telefon, w którym ma najważniejsze kontakty i zdjęcia nagle ginie, a człowiek, który odbiera telefon, nic nie rozumie. Ten zresztą też nie jest w stanie nic przekazać ani o nic zapytać. Szuka mnie… w końcu godzinę wcześniej rozmawiałem z tym kierowcą i na pewno się dogadamy. Godzinę później telefon jest z powrotem w jego rękach. Jedna rozmowa, kilka SMSów z informacją, kto, gdzie oraz za ile i sprawa jest rozwiązana. Gdyby nie znajomość języka, mógłby zapomnieć o komórce, wszystkich zdjęciach oraz kontaktach w niej zapisanych. Dla niego byłaby to tragedia. Na szczęście całość odzyskał ją jeszcze przed naszym wylotem. Jak w filmie z dobrym zakończeniem.

 

 

Czasem jest tak, że chcesz czy nie chcesz, świat wzywa lub zmusza do działania. To historie dla tych, którzy od lat zwlekają z nauką języków, bo to, bo tamto, bo siamto. I powód, by wreszcie coś z tym zrobić. Bo nigdy nie wiesz, kiedy będzie trzeba działać lub ratować świat. Nikt nie planuje zostawiać telefonu w autobusie, głód kiedyś przychodzi, a problemy zdarzają się co krok. 

Pomyślcie o tym w kontekście siebie i swoich najbliższych. Dla bezpieczeństwa oraz własnego komfortu. Jadąc do danego kraju opanujcie chociaż podstawy danego języka. Tym bardziej, kiedy zdarza się wam być w nim częściej niż tylko raz. Od biedy ogarnijcie angielski. To zawsze bezpieczna alternatywa, gdyby wydarzyło się coś nieprzewidywalnego. Zacznijcie od pytań typu gdzie, jak i kiedy. Stwórzcie krótką listę potencjalnych sytuacji, a następnie zadajcie do każdej kilka pytań. Posłużcie się Reverso Context, o którym pisałem w jednym z artykułów. Podajcie kilka informacji. Przygotujcie 3-4 sceny w zależności od miejsca:

 

  • restauracja – zamawianie, płacenie, pytania dodatkowe. 
  • lekarz – co boli, stan zdrowia, potrzeby, pytania
  • miasto – gdzie znaleźć, jak dość, gdzie wysiąść, ile to trwa, jak daleko

Nie zapomnijcie o podstawowej komunikacji – wszystkich zwrotach grzecznościowych, pytaniach, informacjach o sobie itd. To wszystko da się ogarnąć w kilka tygodni. Ambitni zrobią to w kilka dni. A wszystko dla własnego bezpieczeństwa. Choć na pewnym poziomie pojawia się po prostu satysfakcja. I radość, że komuś się pomogło, samemu dało się radę w nieoczekiwanych sytuacjach, a nauka nie poszła w las. Bo warto.

 

 

 

Książka dla wiecznie zaczynających naukę języka obcego.
W wersji papierowej lub jako ebook. 

https://piotrkruk.pl/sklep

Piotr Kruk
Piotr Kruk - poliglota, mówca TEDx oraz praktyk międzynarodowego biznesu. Od kilkunastu lat pracuje w ponad 20 krajach Europy wykorzystując w codziennej pracy aż 7 języków obcych. Autor książki „Język obcy w 6 miesięcy” oraz pasjonat praktycznego podejścia do nauki języków.